DELIA OWENS jest współautorką trzech międzynarodowych bestsellerów literatury faktu opisujących jej życie jako badaczki afrykańskiej fauny i flory. Zdobyła prestiżową nagrodę „John Burroughs Award for Nature Writing”. Publikuje artykuły w czasopismach „Nature”, „African Journal of Ecology” oraz „International Wildlife”. Mieszka w Idaho. „Gdzie śpiewają raki” to jej debiutancka powieść.https://www.deliaowens.com/
Tak mnie zastanawia ta "światowa sensacja", bo na początku tej opowieści wieje ... nudą... niestety, co może zniechęcić czytelnika, a to już duży minus ...
Z czasem coś się dzieje, jest rok 1969, gdzie znalezione zostaje ciało mężczyzny i nawiązania do przeszłości bohaterów, w tym głównej bohaterki KYI - dziewczyny z bagien.
Dzieci i dorośli, marzenia i po prostu szara codzienność, uczucia te pozytywne i negatywne, relacje w rodzinie i międzyludzkie, tajemnica ludzi z bagien, śmierć, porzucenie i tak powoli poprzez opisy, dialogi docieramy do końca, który być może wyjaśni pewne sekrety i takie a nie inne decyzje a może postawi kolejne znaki zapytania ...
Na Netflixie oglądałam serial, niestety pobieżnie, bo jeszcze mniej mnie wciągnął niż książka.
Podsumowując, autorka porusza ważne tematy, co może dać do myślenia.
Czy coś więcej zasługuje tu na uwagę? Ciężko ocenić, choć czytając opinie innych, niektórym się spodoba, także po prostu czytajcie, jeśli lubicie takie klimaty ...
🐘Kto z Was czytał „Zew Kalahari”? Ja miałam okazję poznać ten tytuł kilka lat temu i wspominam go bardzo dobrze!
🐘„Oko słonia” jest kontynuacją afrykańskiej przygody Delii i Marka Owensów. Forma książki jest taka sama jak przy poprzedniej publikacji - mamy tu zbiór historii opowiedzianych z perspektywy obydwojga autorów. To literatura faktu, łącząca w sobie elementy pamiętnika, książki przygodowej i reportażu przyrodniczego.
W pierwszej połowie czułam niedosyt informacji o tytułowych słoniach, chociaż zdawałam sobie sprawę, że nie jest to przecież książka stricte przyrodnicza.
🐘Ta historia okazała się być dla mnie bardziej przejmująca niż „Zew Kalahari”, ponieważ poruszała problem kłusownictwa, którego największymi ofiarami padały pod koniec XX wieku słonie afrykańskie. Owensowie, przy okazji badań prowadzonych w Parku Luangwa Północna w Zambii, rozpoczęli prywatną walkę z kłusownikami, aby powstrzymać rzeź bezbronnych zwierząt.
Byłam pełna podziwu dla determinacji i odwagi autorów, chociaż momentami trudno było mi uwierzyć, że sami byli w stanie dokonać aż takiej społecznej rewolucji, aby ratować dzikie zwierzęta.
🐘Uważam tę publikację za bardzo udaną, mimo iż jest to książka sprzed ponad 30 lat. Mam jednak dwa zastrzeżenia - pierwszym z nich jest fantazja tłumaczki dotycząca spolszczania imion opisywanych zwierząt. Nie jestem fanką takich zabiegów przy nazwach własnych, tym bardziej, że część imion pozostała oryginalna (np. Happy, Mandy). W kontrze do nich pojawiły się m.in. Jednokła, Ochroniarz, Słońce… Nie rozumiem czemu zarówno w „Zew Kalahari” jak i tutaj te imiona zostały tak usilnie zmieniane.
Druga sprawa to brak zdjęć. Nie brakowałoby mi ich tak bardzo, gdyby nie to, że poprzednia część je miała.
Całość oceniam na 7,5/10 ⭐️
🐘Macie tę książkę w planach? A może na Waszej liście wciąż czeka jeszcze „Zew Kalahari”?